Zatrzymujemy sie w malej miejscowosci Kas, zeby cos zjesc. Z Antalyi probowalismy sie wydostac stopem - jednak odnalezienie wylotowki w milionowym miescie proste nie bylo i bynajmniej nie gwarantowalo nam srodka transportu. Decydujemy sie na dolmusz - po czasie stwierdzamy, ze to byla dobra decyzja, bo po drodze nie mijamy prawie nikogo.
Cale popoludnie pada, na dworcu w Kas przypomniala mi sie sytuacja, ktora spotkala mnie w Sudaku na Krymie - zostalismy zaatakowani przez ludzi probujacych nam wcisnac kwatere.
Decydujemy sie jechac dalej, do Fethiye, a najlepiej do samego Oludeniz. Na autobus za rozsadna cene trzeba troche poczekac, wiec probujemy lapac stopa. Mija kilka chwil i jedziemy, oczywiscie kierowca znow zarzekal sie, ze do samego Fethiye. Wysadza nas 35km dalej. Padac juz przestalo, ale sie sciemnia dosc szybko. Pojawila sie wizja spania pod namiotem w polu. Ale nie, lituje sie nad nami Pan w wypasionej Mazdzie, ktory wraca z nurkowania w Kas. Przemily gosc, jak sie pozniej okazuje - pracownik rzadowy, podrzuca nas do centrum Fethiye, az na wylotowke do Oludeniz, gdzie po chwili ruszamy dolmuszem na piekne wybrzeze.